piątek, 31 lipca 2015

Koniec

Em...Postanowiłam zamknąć wszystkie opowiadania które piszę na tym blogu, a nie mają kontynuacji. Postanowiłam że od teraz będę wstawiać raczej one-shoty, ewentualnie paro rozdziałowe opowiadania. Pewnie nikogo to nie zasmuci. A teraz wybaczcie, ale...mam coś do zrobienia XD

piątek, 24 lipca 2015

Ucieczka

 Ok. to znowu nie rozdział, ale ekhem....Ostatnio nie mam pomysłu na tamto opowiadanie, więc robię wszystko byle go nie pisać. Spokojnie, rozdział pojawi się do końca przyszłego tygodnia. Macie może pomysły na jakieś krótkie opowiadania? Czekam na propozycje i daję wam do przeczytanie takie o coś :D
 **
Zamknięta w małym pokoju przez całe życie, marzyłam. By poczuć ciepło słońca, zobaczyć co to trawa i usłyszeć śpiew ptaków. Przede wszystkim pragnęłam z kimś porozmawiać. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i do pomieszczenia weszła jakaś kobieta w białym uniformie. Szybko odłożyła na stolik tackę z paskudną papką i wymknęła się zamykając drzwi. Pojawiała się tylko raz dziennie i wychodziła równie szybko jak przychodziła. Nigdy nic nie mówiła, nie patrzyła na mnie. Dałam jej na imię Alice. Czasami opowiadałam o swoich marzeniach, pomysłach mając nadzieję że mnie słucha. Ze słyszy pomimo tych grubych ścian psychiatryka.
***
Parę lat wcześniej poznałam dziewczynę o imieniu Elie. Stała się moją jedyną i najlepszą przyjaciółką. Zawsze była przy mnie kiedy płakałam, śmiałam się, lub nudziłam. Była zawsze. Ale rodzice chyba jej nie polubili. Zawsze kiedy mówiłam że idę się pobawić z Elie, pytali ,,Kto to Elie?". A ona stała obok i uśmiechała się rozbawiona. Potem okazało się że mam schizofrenie, a ona jest tylko moim wymysłem. Zostałam zabrana do psychiatryka i ,,wyleczona". I pomimo że wiem że jej tak naprawdę nie było, to bardzo tęsknię. Teraz jestem sama w ciemnym zimnym pokoju bez okien, a dookoła słychać tylko bicie mojego serca.
***
Ten dzień był inny. Alice weszła do mojego pokoju i spojrzała na mnie. Wzrok miała pusty i zimny, ale i tak sie ucieszyłam.
-Masz gościa Caroline. Radzę ci zachowywać się należycie- syknęła i wpuściła do środka wysokiego chłopaka o lśniących tęczówkach. Spojrzał na nią ostrożnie
-Może nas pani zostawić samych?-spytał cicho
-Ale..-
-Nic mi się nie stanie. Proszę-uśmiechną się ciepło. Kobieta niepewnie wyszła zamykając za sobą drzwi. Chłopak szybko do mnie podbiegł i przytulił mocno. Czując go tak blisko gwałtownie zesztywniałam.
-Kim jesteś-wychrypiałam niepewnie. Nieznajomy odsuną się powoli i spojrzał na mnie z troską
-Caro. Jestem twoim bratem. Luck.-uśmiechną się niepewnie. Pochyliłam głowę. Nie pamiętałam
-Nic nie szkodzi-mrukną jakby czytając mi w myślach- wyciągnę cię stąd i poznamy się na nowo-powiedział wstając. Odwróciła się i zaczął iść do wyjścia. Szybko chwyciłam go za rękaw bluzy
-Kiedy sie spotkamy?
-Jutro o zmroku. Bądź gotowa do ucieczki-uśmiechną sie i wyszedł z pomieszczenia. Znowu byłam sama, ale tym razem pojawiła się iskra. Światło w tunelu...
***
Czekałam. Czekałam. Czekałam.Nie wiedziałam która jest godzina, ani ile pozostało do zmroku. Nagle włączył się alarm przeciwpożarowy i wszystkie drzwi otworzyły się w tym samym momencie. Zdezorientowana zerwałam się na równie nogi. Ludzie zaczęli wybiegać ze swoich cel i gnać na oślep przez korytarz. Ale jedna osoba biegła w przeciwnym kierunku. Młody chłopak o jasnobrązowych włosach i jednej połowie twarzy pomalowanej farbą na czarno. Podbiegł do mnie i chwycił mnie za rękę. Zaczęliśmy biec.
-Kim jesteś?-spytałam zdezorientowana. Chłopak spojrzał na mnie z uśmiechem
-Jestem przyjacielem twojego brata.Możesz mi mówić Rick-powiedział nawet nie zwalniając. Poczułam że tracę siły. W końcu przez tyle lat byłam zamknięta
-Rick. Ja już nie dam rady! Musimy zwolnić-szepnęłam błagalnie. Dostrzegłam w jego oczach błysk paniki. Nie uwzględnili tego w planie ucieczki?!
-Wezmę cię na ręce-mrukną i podniósł mnie jakbym była z waty. Biegliśmy przez korytarze słysząc jedynie ogłuszający wrzask alarmu. W końcu wybiegliśmy na zewnątrz. Zachłysnęłam się szczęściem czując we włosach zimny wiatr.
-Gdzie jest Luck?-spytałam dopiero teraz zdając sobie sprawę że nigdzie go nie ma.
-W naszej bazie. Włamał się do systemu i włączył alarm. Powinien też otworzyć bramę-spojrzał na zegarek-właśnie teraz-powiedział i pobiegliśmy w stronę metalowych wrót wolno posuwających się do góry. Kiedy przekroczyliśmy granicę poczułam nieopisane szczęście. Ale najgorsze miało dopiero nadejść.
-Za nimi! Łapać ich!-usłyszałam wściekły głos Alice. Spojrzałam za siebie. Jeden ze strażników poświecił na nas latarką, a potem spuścił ze smyczy ogromnego psa, który pomkną w naszą stronę.
-Rick! Pies-krzyknęłam spanikowana. Zauważyłam że chłopak nad czymś intensywnie myśli. Potem zatrzymał się i postawił mnie na ziemi.
-Co robisz? Musimy uciekać-jęknęłam ciągnąc chłopaka za rękę, jednak on stał z zaciętą miną.
-Uciekaj. Ja ich zatrzymam-mrukną
-Co?!
-Uciekaj!
-Al-
-Nic mi nie będzie. Zaraz do ciebie dołączę-spojrzał na mnie z uśmiechem. Przez chwilę się wahałam, ale w końcu ruszyłam w stronę lasu. Biegłam przez trawy i kolczaste krzewy. Prawie utopiłam sie w rzece i o mały włos spadłam ze skarpy. W końcu nogi odmówiły mi posłuszeństwa i opadłam na ziemię. Zaczęłam rozpaczliwie płakać i drżeć. Nic nie układało się dobrze.Nawet nie wiem gdzie uciekać. W dodatku nie wiem gdzie jest Rick. Obiecał że niedługo do mnie dołączy, a go nadal nie ma. Co za idiota!
-Hej. Wszystko w porządku?-usłyszałam nad sobą czyjś głos, więc uniosłam głowę. Nade mną stała dziewczyna o długich blond włosach. Uśmiechnęła się do mnie-Mam na imię Elie. Może ci pomóc?

niedziela, 19 lipca 2015

Informejszyn, informejszyn XD

No więc udało mi sie odblokować anonimowe komentarze, a dla takiego geniusza komputerowego jak ja to nie lada wyczyn XD Więc cóż... Level up! A w prezencie mam takie krótkie opowiadanie przedstawiające wizję mojej przyszłości. Ostrzegam że pisałam to czekając aż załaduje mi się film, więc mogą być błędy. Zapraszam.
***
Zaspana spojrzałam w lustro i skrzywiłam się delikatnie
-Nie, to na pewno nie ja-zmarszczyłam brwi przysuwając twarz bliżej- Tak.Ja jestem dużo ładniejsza-skwitowałam odwracając się od lustra. Szybko ubrałam na siebie jakąś starą koszulkę i wybiegłam z domu. Deszcz siąpił jakby nie mógł się zdecydować czy udupić mnie jeszcze bardziej, czy może dzisiaj dać sobie spokój. W końcu zdecydował się na to pierwsze i zaszczycił mnie ulewą stulecia. Cała mokra wpadłam do swojego miejsca pracy. Od razu otoczył mnie zapach smażonego oleju i spalonych frytek. Tak, pracuje w McDonaldzie, ale co zrobić? Muszę płacić za mieszkanie, jedzenie i jeszcze odkładać co miesiąc na spełnienie marzenia o wyjeździe do Koreii. Wiem co sobie pomyślicie. To na cholere ci były te studia! Ale zdziwicie się, bo to dzięki nim dostałam tak dobrą pracę (dzieciaczki, pamiętajcie studia gwarantują dobrą przyszłość).Z westchnieniem założyłam fartuch i udałam się do kasy. Już na wstępie zostałam obrzygana przez jakiegoś bachora, a kiedy w końcu przestałam walić rzygami ktoś znokautował mnie rzucając skrzydełkiem prosto w twarz. Ale nie było tak źle. Bywało że musiałam jechać na izbę przyjęć, albo wracałam z poobdzieranymi stopami. Spojrzałam zmęczona na zegarek i niemal zachłysnęłam się szczęściem. 21:01! Czyli czas do domku. Burcząc pod nosem ciche ,,do widzenia" wybiegłam z więzienia zwanego pracą. Było już ciemno, więc szłam rozglądając się z przerażeniem. Gdybym była nastolatką pewnie zadzwoniłabym do przyjaciółek, ale teraz to było niemożliwe. Jedna stała się światowej sławy chirurgiem i wykładała właśnie jakimś gówniażą w Stanach, a druga...no cóż podobno ożeniła się z jakimś piosenkarzem i podróżuje po świecie. A mi został po nich jedynie obrazek namalowany przez jedną i naszyjnik od drugiej. Nagle usłyszałam za sobą jakiś ruch i poczułam jak moje serce przyśpiesza. Puściłam się biegiem gnając na oślep wąskimi uliczkami, kiedy poczułam że w coś uderzam. Wolno podniosłam się z ziemi i zamarłam. Azjatyckie rysy, oczy wyglądające jakby były wiecznie zamknięte i ten brązowe włosy. Otworzyłam usta
-Hej wszystko w porządku?- spytał płynnym angielskim
-Ty jesteś...-nie skończyłam wpatrując się z uwielbieniem w jego twarz. W oczach błysły mu iskierki radości
-Wiesz kim jestem?-spytał z uśmiechem.
-Nie.-powiedziałam spanikowana i wyminęłam zdziwionego idola. Och mój Sunggyu! Nasza historia się właśnie zaczęła. Już nie mogę się doczekać kolejnego spotkania. Na raz moją głowę zalały wspomnienia fanfików, które już przeczytałam. Z nadzieją i szczęściem w sercu udałam się do domu. Niestety nie spotkałam go następnego dnia. Ani następnego. Ani następnego. I już nigdy go nie spotkałam. Umarłam samotna wśród stada kotów w brzydkim pokoju. W ogóle, nigdy nie byłam w Koreii, a jedyny chłopak jaki na mnie spojrzał to facet z gazowni i hydraulik, którzy przyszli coś naprawić. KONIEC <3

_______
Tak więc dziękuję że dotrwaliście do końca opowiadania. Ta część ze spotkaniem idola jest trochę zbyt optymistyczna jak dla mnie. A, no i jeszcze jedno pytanie. chcecie żebym dodawała muzykę do rozdziałów czy nie chcecie? Pamiętajcie! Komentarze motywują!

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 1

San pov
-Szybciej! Jeśli myślisz że uda ci się wygrać to jesteś nieudacznikiem! Czy ty mnie w ogóle słyszysz?!-krzyczał mi nad głową wściekły trener. Słyszałem go i to bardzo wyraźnie. Od dwóch godzin wrzeszczał mi nad uchem i pluł w twarz próbując się mnie pozbyć. Skrzywiłem się czując jak mięśnie drżą mi ze zmęczenia, a knykcie zaczynają krwawić. Trener był dzisiaj w naprawdę parszywym humorze. Uniosłem się kolejny raz  zmuszając ręce go ostatniego wysiłku i z pełnym ulgi westchnięciem opadłem na zimną posadzkę. Pan Erik wstał śmiejąc się cicho
-Naprawdę jesteś gównem. Lepiej odejdź i oszczędź mi wysiłku-mrukną zamykając za sobą głośno drzwi. Leżałem jeszcze przez chwilę rozkoszując się zimnem bijącym od podłogi, jednak ścigany grafikiem wstałem powoli i udałem się do szatni. Po szybkim prysznicu ubrałem czyste ubrania i wybiegłem z sali na pusty korytarz równo z dzwonkiem. Przyśpieszyłem jeszcze i wpadłem do sali biologicznej. Widząc że nauczycielki jeszcze nie ma odetchnąłem i zająłem swoje miejsce.
-Psss. Yongii?-odwróciłem się słysząc głos Jangmi-Hahaha. Wyglądasz jakbyś przeżył tsunami-zaśmiała się podając mi lusterko. Przyjrzałem się krytycznie swojemu odbiciu. Bordowe pasma włosów sterczały mi we wszystkie strony pomijając tą właściwą. Szybko przeczesałem je ręką zmuszając do podporządkowania się prawom fizyki.
-Dzięki-uśmiechnąłem się do rudowłosej
-Spotykamy się dzisiaj w magazynach?-spytała przewiercając mnie wzrokiem.
-Pewnie. Musimy wyprowadzić Alexa na spacer.-mruknąłem odwracając się przodem do nauczycielki, która właśnie wparowała do klasy roztaczając złowrogą aurę.
-Mam przesrane-mruknąłem, co wywołał śmiech Jangmi siedzącej ławkę za mną.
-Ciszaa!-krzyknęła pani Brigida, wyłupiając czerwone oczy. (Tak,jest Rosjanką). Gdy w klasie ustały rozmowy, skierowała wzrok na mnie. Na jej twarzy pokazał się grymas obrzydzenia, przez co wyglądała jeszcze paskudniej.
-Panie San Chim Yong. Widzę że jesteś głuchy na me uwagi. Co to za fryzura? wyglądasz jakbyś miał czerwoną wiewiórkę na głowie.
-Ja...
-Co to za przerywanie nauczycielowi! Skoro jesteś taki chętny do odpowiedzi to odpowiedz mi.Peptyd o sekwencji końcowej Arg-Liz-Gly-Ala-Trp w komórkach pewnego gatunku orzęska trafia za każdym razem do proteasomu, gdzie ulega degradacji.Co z tego wywnioskujesz?-spytała mrużąc wściekle oczy i uśmiechając się wrednie. Ta mina mówiła ,,Tylko spróbuj nie wiedzieć, a nie wyjdziesz ze szkoły do końca życia". Pewnie nawet udała że zapomniała że nie braliśmy jeszcze tego tematu. Jestem w dupie
-Czyżbyś nie wiedział? Heheheh. W takim razie...-przerwało jej pukanie do drzwi i do sali weszła niska dziewczyna o krótkich brązowoszarych włosach i ciemnych oczach. Brigida spojrzała na nią z miną wściekłej małpy i warknąła coś pod nosem
-Czego chcesz!-ryknęła
-Ja...Jestem nową uczennicą-powiedziała nieco speszona dziewczyna spuszczając wzrok. Nauczycielka uśmiechnęła się dziwnie i usiadła za biurkiem.
-Rozumiem. Przedstaw się
-Mam na imię Lili i pochodzę z Polski-przedstawiła się brunetka i spojrzała wyczekująco na nauczycielkę
-Polka, tak? Nieczęsto mamy tu polaków więc w klasie będziesz jedyna-kobieta rozejrzała się po pomieszczeniu.Uczniowie siedzieli według narodowości. Było tu dwoje Azjatów, czyli ja i Jangmi, trzech Kanadyjczyków, , piątka szwedów, jeden norweg i siedmiu amerykanów. Krótko mówiąc różnorodne towarzystwo.
-Usiądź proszę przy Jangmi-wskazała dłonią miejsce za mną i odwróciła się do tablicy, skrobiąc kredą koślawe litery. Lili bez słowa usiadła obok rudowłosej i szepnęła coś do niej, przez co ta wybuchła śmiechem. Położyłem się na ławce przymykając oczy. Reszta lekcji przebiegła spokojnie. Kiedy zadzwonił dzwonek wymieniłem porozumiewawcze spojrzenia z Krisem, który siedział razem z Kanadyjczykami i wybiegłem z klasy. Szybko wbiegłem po schodach i skierowałem się na dach budynku. Od razu owiał mnie orzeźwiający wiatr. Usiadłem na murze, który pełnił funkcje nieskutecznej barierki. Po chwili dołączył do mnie ubrany na czarno Kris. Zawsze zastanawiałem sie jak on widzi spod tej przydługiej grzywki. Usiadł koło mnie i zamkną oczy. Nie rozmawialiśmy. Potem z głośnym hukiem przyszedł Renee (to ten dziwny)
-Hej smutasy. Podobno jest jakaś nowa u was w klasie. Mam nadzieję że tym razem to nie będzie bezduszny plastik. Już przez samo patrzenie na Krisa czuję sie odmóżdżony, a co dopiero gdyby taka laska tu przylazła-zaśmiał się blondyn siadając obok Krisa i zaczął opowiadać jak to ktoś rzucił psim gównem w tablice, a nauczyciel pomyślał że to gęsty shake czekoladowy. Podczas opowieści, której i tak nikt nie słuchał pojawiła się Evee, czyli jedyna która nadaje na tych samych falach co Renee.
-Wiecie kiedy przyjdzie Jangmi? Podobno chce nam kogoś przedstawić-sapnęła podekscytowana słowianka machając nogami. Jak na zawołanie drzwi otworzyła ruda Japonka i podeszła do nas z uśmiechem. Za nią dreptała niższa o jakieś pięć centymetrów brunetka...

sobota, 11 lipca 2015

Reaktywacja

Tak więc wznawiam działalność bloga i zapowiadam początek nowego opowiadania- ,,Whispers". Mam nadzieję że wam się spodoba, choć wydaje mi się że tak się nie stanie. Jutro powinien pojawić się pierwszy rozdział

sobota, 13 czerwca 2015

Nadszedł koniec

Wim obiecałam jeszcze dwa rozdziały, ale cóż. Udajmy że tego nigdy nie powiedziałam. Zawieszam bloga na czas nieokreślony. Pewnie nikt sie tym nie przejmie, ale to może nawet lepiej.

wtorek, 2 czerwca 2015

Szkarłatne spojrzenie-END

 Oki. Obiecana kontynuacja mojego starego opowiadania, którego juz na tym świecie nie ma. Większość osób tego nie zrozumie, ale i tak nikt tego nie czyta....Tak to przez ciebie to wstawiam! Zadowolona? :b Trochę mi się nie chciało i dlatego wszystko jest tak upchane i walka ma tak mało opisów. Ostatnia część ,,Szkarłatnego spojrzenia".

Mężczyzna stał wyprostowany, uśmiechając się na samą myśl o tym co zaraz nastąpi. Wsłuchiwał się we wściekły ton płynący z telefonu. Ciekawe czy Rein znienawidzi go jeszcze bardziej? Ciekawe czy przyjdzie go zabić? Ciekawe czy wytrzyma śmierć kolejnej bliskiej osoby? Z zadowoleniem spojrzał na klęczącego przed nim skatowanego chłopaka. Wyciągną w jego kierunku połyskującą komórkę
-Chcesz się pożegnać- spytał przyjacielskim tonem. Z oczu młodszego popłynęły łzy mieszając się z krwią. Zadrżały mu usta
-Rein. Dałem im wyniki badań. Chcieli zabić Elen. Proszę wybacz mi-sapną łamiącym się głosem. Z telefonu napłynęła kolejna fala przekleństw wymierzonych w starszego mężczyznę, który znowu przysuną komórkę do swojego ucha
-Wiesz co Rein? Jesteś naprawdę niesamowitym okazem. Uznaj to za doświadczenie-sykną celując w Jina. Chłopak zamkną oczy, szeptając coś do siebie. Nastąpił głuchy starzał i ciało bezwładnie osunęło się na ziemię. Cezar z grymasem na twarzy rozłączył się z Reinem.
-I co teraz zrobisz panie wampirze-mrukną wychodząc z domu.
***
Chłopak z wściekłością rzucił komórkę na ziemię. Czy to możliwe? Czy to się stało naprawdę? Został sam? Trzęsły mu się dłonie. Ale to nie musi być prawda. Możliwe że Jin wciąż żyje, a Cezar próbuje wymusić na nim posłuszeństwo. Wróci do domu, a Jin zacznie się śmiać z jego głupiej miny. Zdyszany wpadł do domu rozglądając się ze zdenerwowaniem.
-Jin!-krzykną, ale nikt mu nie odpowiedział. Wszedł do salonu i zastał to czego się najbardziej obawiał. Opadł na kolana czując jak brakuje mu tlenu. Jego najlepszy przyjaciel, jedyny który go zaakceptował, jedyny który się go nie bał i ten który stał się jego bratem...nie żyje? W pomieszczeniu unosił się ostry zapach krwi. Źrenice zalał mu szkarłat wywołując ból. Gdyby Jin żył zaraz by na niego nawrzeszczał.
-Zabije cię Cezarze-sykną i wtedy usłyszał jak ktoś otwiera drzwi. Roztrzęsiony wybiegł z domu mijając po drodze zaskoczoną Elen. Miała podkrążone oczy i rozczochrane oczy. Widząc Reina w takim stanie odskoczyła gwałtownie.
-Rein? Wszystko w porządku? Nie mogłam spać i pomyślałam że Jinowi się coś...-przerwała widząc przerażone oczy chłopaka. Juz wiedziała co się stało. Z szeroko otwartymi oczyma wbiegła do domu, a sekundę później wydobył sie z niego przeraźliwy krzyk rozpaczy. Czarnowłosy zacisną mocniej pięści i zaczął biec. Misi sie pośpieszyć. Kierował sie instynktem i chęcią mordu. Jest blisko.
 Zobaczył go na moście. Stał przodem do niego z pewnym uśmiechem na twarzy. Jego oczy połyskiwały złotem, a w dłoni trzymał pistolet. Rein nie czekając na nic przyśpieszył biegu. Cezar stał w miejscu uśmiechając się zagadkowo, aż w końcu wystrzelił. Ostry bój przeszył pierś chłopaka i upadł na ziemię.
-Wiesz. Zawsze się zastanawiałem jak to możliwe że tak uporczywie trzymasz się życia. Na początku myślałem że to zasługa choroby, ale teraz wydaje mi się to błędną teorią.
-To dlatego że mam serce- sapną powoli się podnosząc. Cezar wybuchną śmiechem
-Błąd. Potwory nie mają serca.-powiedział przeciwnik momentalnie poważniejąc. Wyciągną z kieszeni strzykawkę z zielonkawą cieczą i podszedł do chłopaka. Ten próbował sie podnieść, ale ból go obezwładnił. Nie mógł się zregenerować, więc najprawdopodobniej był to zatruty pocisk.
-A teraz. Zapłacisz za odcięcie mi ręki i dwukrotne wyrwanie serca. To bardzo boli, wiesz?-sykną wbijając strzykawkę w szyje chłopaka. Jad zaczął się rozprzestrzeniać. Rein skrzywił się czując jak trucizna go pożera. Trucizna która zabiła jego rodzinę i którą on sam zamierzał zabić Cezara. Ciało zaczęło odmawiać mu posłuszeństwa. Zrobiło mu sie zimno
  Nie mogę tego tak zostawić. Nie mogę teraz zginąć powtarzał w myślach czując jak oplata go znajoma macka siły. Wyciągną dłoń w stronę mężczyzny czując jak ciepły strumień energii rozchodzi się po ciele. Odetchną i uwolnił niebezpieczną siłę...
   Porażone ciało opadło na ziemię. Mężczyzna jeszcze oddychał, ale było oczywiste że niedługo zakończy swój żywot.
-A teraz zabiorę twoje życie i oddam je komuś kto na nie zasłużył-sapną Rein walcząc z chciwą śmiercią która wyciągała po niego dłonie. Cezar zaśmiał się
-Głupcze.Nabrałem cię. Kimże ja jestem? To ty jesteś kluczem! To ty musisz zginąć żeby on przeżył-szeptał ostatkami sił przeciwnik. Rein wpatrywał się w zasypiającego z niedowierzaniem. Musi zginąć....Drżącą dłonią dotkną swojej skroni i wykonał wyuczony ruch. Oczy zalała biel, a twarz pociemniała
-Tym razem to ja ci pomogę przyjacielu. A teraz idę się spotkać z Meg-mrukną zamykając zmęczone powieki
***
Co do tego co pisałam we wcześniejszym poście...To opowiadanie nie liczy sie do tych dwóch ostatnich rozdziałów. Oprócz tego będą jeszcze te 2 :b

czwartek, 21 maja 2015

Rozdział 5

No to kolejny rozdział. I tak wiem że nikt tego nie czyta, więc chyba zamknę bloga. Mam jeszcze dwa gotowe rozdziały, więc jak je wstawię to przerwę pisanie na jakiś czas, albo na zawsze. Chyba nie jestem do tego stworzona, bo nic nie wychodzi tak jak chcę :'(

-Idziemy na zakupy!- Krzykną stając w drzwiach Hope. Słysząc jego radosny ton wylałam na siebie herbatę
-Au!-krzyknęłam wstając gwałtownie
-Lili uważaj trochę. Jeśli myślisz że okaleczając się, wywiniesz z wypadu to się mylisz
-Ale...Ja nie mam kasy-spuściłam czerwieniejącą twarz. Czując ze ktoś przytula mnie od tyłu zesztywniałam. Już tak dawno nikt mnie nie dotykał. Podniosłam wzrok na Jina. Nie wiedziałam że jest aż tak przystojny
-Spokojnie. Kupimy ci wszystko co zechcesz
-Ja nie mogę się na to zgodzić. Będę czuła się jak pasożyt!
-Hahaha. To my jesteśmy pasożytami. W końcu u ciebie mieszkamy
-No..w sumie racja-mruknęłam uśmiechając sie
-No to postanowione- stwierdził wypuszczając mnie z uścisku.
*
-Suga! Rusz się, chcemy już wyjść!
-Widzieliście gdzieś moje buty?
-Eh..znowu?-Skarp podrapał się po głowie i rozejrzał. Wzrok zatrzymał na Cookim, który wyraźnie powstrzymywał się od śmiechu. Posłał mu błyskawicę z oczu i podszedł
-Cookie? Gdzie je dałeś?
-Jakim prawem mnie oskarżasz?
-Prawem lidera- sykną z usmiechem i dźgną go pod żebra. Młodszy odskoczył jęcząc
-Ej! Chcesz mnie znowu szyć?!
-Gdzie je dałeś?
-Nigdzie.Widziałem je ostatnio w mikrofalówce-mrukną przybierając obrażony wyraz twarzy. Suga popędził po swoje buty, a kiedy je odnalazł w końcu wyszliśmy. Idąc chodnikiem musieliśmy wyglądać niezwykle dziwnie. Zwłaszcza Hope który uparł się żeby założyć bandanę ze złotymi ćwiekami. Podczas zakupów było tak jak obiecali. Kupowali mi wszystko co chciałam, a nawet to o co nie prosiłam. Zgodzili się nawet na niebieską letnią sukienkę za dość duże pieniądze. Tak więc po trzech godzinach włóczenia się po sklepach zasiedliśmy przy stoliku popijając shake'i obładowani jak nastolatki po zerwaniu z chłopakiem.
-Więc- zaczął Suga- kiedy się tu wprowadziłaś?
-Co? Skąd wiesz że się tu przeprowadziłam?
-To proste. Nie zachowujesz się jak tutejsi
-Ou...Na początku wakacji.-odpowiedziałam, zastanawiając się ja zachowują sie ,,tutejsi"
-Sama?
-Wybacz. Nie chcę o tym rozmawiać
-Pff....
-A wy? Jesteście rodziną?
-Eee...Nie
-Więc czemu nie jesteście z rodziną?
-Nie chcemy o tym gadać-wtrącił Sharp odsuwając gazetę ktorą właśnie czytał
-Ej! Patrzcie- szepnął podekscytowany Hope. Wszyscy odwróciliśmy się we wskazywanym kierunku. Niedaleko szła wysportowana dziewczyna o długich nogach i pięknych blond włosach. Miała na sobie krótką czerwoną sukienkę i buty na obcasach. Od razu skojarzyła mi się z dziwką, ale chłopaki chyba nie podzielali mojego zdania.
-Niezła nie?
-Może być. Uderzamy?-spytał Suga
-Pewnie. No to który pierwszy?
-Suga ma chyba największą szanse
-O tak!- rudawo włosy poderwał się z miejsca machając dziwnie rękoma. Wszyscy,  przyglądaliśmy sie jak idzie w stronę nieznajomej i dotyka jej ramienia. Dziewczyna odwróciła sie do niego i uśmiechnęła. Zazdrość połechtała moje wnętrzności. Ona była naprawdę śliczna. Rozmawiali chwilę, po czym Suga wskazał na nas palcem i zaczęli się zbliżać. Poczułam że panikuję. Co ona sobie o mnie pomyśli? Pod względem urody nie dosięgam jej do pięt!
-Dzień dobry. Jestem Elen-przywitała się nieznajoma
-Hej-odpowiedzieliśmy chórem, a potem zaczęliśmy się przedstawiać. Czekałam cierpliwie na swoją kolej ze spuszczoną głową, machając nogami.
-Mam na imię Lili i mieszkam tu od niedawna...-zaczęłam
-O. Naprawdę? Będziesz chodzić do tej szkoły?-przerwała podekscytowana
-Tak. Do 2 gimnazjum...
-Aaa! No ja też! Musimy sie lepiej poznać!
-Pewnie- uśmiechnęłam się.
-Proszę. To mój numer telefonu. Teraz muszę iść, bo umówiłam sie już na spotkanie
-No to na razie-Elen pomachała nam jeszcze szybko i zniknęła we wnętrzu autobusu. Cookie przyglądał mi się natarczywie
-Czego chcesz?
-Trzeba ci skołować taką kieckę
-Niedoczekanie!
*
Uf...Pierwszy dzień spędzony z chłopakami. Przyznam że bawiłam się świetnie. Po spotkaniu Elen poszliśmy jeszcze do wesołego miasteczka, gdzie obeszliśmy prawie wszystkie atrakcję. Było naprawdę zabawnie. Zwłaszcza kiedy Suga zwymiotował do kosza na śmieci, a Cookie który o tym nie wiedział zaciągną go na jakąś przerażającą kolejkę. Hahaha. Kiedy z niej wyszedł wyglądał jak zombi. Siedziałam w salonie przyglądając się jak Jin karmi każdego członka chipsami niczym ptak swoje pisklaki. Wydaje mi się, że to on jest zespołową mamą. Sharp który włada wszystkim przypomina tatę, a Hope ciocię która na wszystko pozwala. Nie rozgryzłam jaka rolę pełni Suga i Cookie, ale prawdopodobnie juz niedługo mnie natchnie. A na razie mam zamiar cieszyć się towarzystwem moich nowych przyjaciół.

wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 4

Dobra. Kolejny nieudany rozdział. Pisałam go dawno więc nawet nie wiem nawet o czym jest XD A propo. Są tu jacyś fani BTS(oprócz mnie oczywiście)? Oglądaliście ten nowy teledysk? Ale ten prawdziwy, bez cenzury na krew? Zaje jest, c'nie?

Lili pov.
Z obrażona miną opadłam na fotel. Tego było za wiele.
-Rany. Babo, czym ty go szyłaś? Widelcem?- odwróciłam głowę. Liczyłam na szybkie wyjaśnienie sytuacji, ale Sharp najpierw chciał sprawdzić stan Cookiego, a Hope skoczył po parę potrzebnych rzeczy do domu. Przymknęłam powieki, oczekują na poświęcenie mi czasu. Czterooki klą co chwilę nie odrywając się od pracy. Poczułam że zasypiam, ale nie miałam siły z tym walczyć

Sharp pov.
Z zadowoleniem spojrzałem na swoje dzieło. Nie sądziłem że można zrobić aż tyle błędów podczas ratowania komuś życia, ale grunt że się starała.
-Gotowe. Jutro powinieneś móc się ruszać-zaleciłem z poważną miną. Młody  siedział z nieobecną miną kiwając się delikatnie. Zresztą nie tylko on wydawał się zmęczony. Jin zasną na podłodze, a Lili na kanapie. Nawet Suchy Suga poddał się władzy snu i teraz leżał twarzą na stole. Cóż za wspaniały spokój....
-Wróciłem!-krzykną ktoś z przedpokoju trzaskając drzwiami. Wszyscy zerwali się na równe nogi (oprócz Cookiego, który ledwo mógł się ruszać), rozglądając w poszukiwaniu niebezpieczeństwa.
-Co tak wszyscy patrzycie? Zrobiłem coś nie tak?
-Nie. Wręcz przeciwnie.- uśmiechnąłem się z wymuszeniem, zaciskając pięści. Chyba zaraz go walne.
-Skończyliście? Mieliście odpowiedzieć mi na pytania-sapnęła ziewając Lili.
-Racja

Lili pov.
Ułożyłam się wygodniej na fotelu patrząc na twarze zebranych. Pięciu nie licząc mnie.
-Ee...Tak więc może najpierw się przedstawcie? Ja zacznę. Mam na imię Lili i mam 14 lat. Jestem dobra w niczym i nie ma niczego czego nie potrafiłabym zepsuć. Teraz ty-wskazałam na Jina ukrywając że się czerwienię.
-No dobra. Jin jestem, 16 lat, Dobry jestem we wszystkim, ale gotowaniem zniewalam- uśmiechną się zadowolony z siebie. Cóż za pewność siebie...Następny. Ten o brązowo-słomianych włosach
-Suga, 17 lat. Jestem najprzystojniejszą i najzabawniejszą osobą w tym domu.-uuu. Jeszcze lepiej. Narcyzm 10 stopnia.
 -Mówią mi Sharp. Mam 19 lat i jestem liderem grupy. To oznacza że od teraz jestem za wszystko odpowiedzialny- uśmiechną się przeczesując srebrne włosy. Wyglądał na młodszego, ale nie wnikajmy już. Teraz ten o czarnych sterczących do góry włosach i mocno niebieskich oczach
-Hope mam na imię. Lat 17.  Jestem jedyną normalną osobą w tym team'ie- No chociaż jeden normalny. Sharp wstał
-Cookiego już znasz więc to chyba wszyscy. Idziemy spać- zarządził. Eh... Teraz jakimś cudem muszę upchnąć ich w jednym pokoju gościnnym i salonie. To nie będzie łatwe...
***
    Obudziło mnie przeraźliwe wycie budzika. Nie otwierając oczu wymacałam telefon i szybko wyłączyłam alarm. Było mi tu tak dobrze. Nie chcę powracać do szarej rzeczywistości, chcę tu zostać na zawszę. Schowałam głowę pod poduszką zachwycając się ciszą
-Co?- Zerwałam się do siadu.Jakim cudem jest cicho?! Narzucając na siebie szybko szlafrok wybiegłam z pokoju. Od razu wyczułam w powietrzu aromat waniliowy. Wpadłam przerażona do kuchni gdzie z patelnią w ręku stał Jin
-Coś się stało?-spytał nie odrywając wzroku od idealnie upieczonych naleśników.
-Nie nic tylko....
-Idz do pokoju, śniadanie zaraz będzie- mrukną nalewając kolejną porcję masy na patelnię. Na sztywnych nogach powlokłam się do salonu i rozejrzałam szybko. Brakuje dwóch osób, ale na pewno zaraz przyjdą...chyba. Z westchnieniem usiadłam na krzesło. Sharp wyjrzał znad książki którą właśnie czytał.
-Co się tak zawiesiłaś?
-Cóż jestem po prostu trochę zaskoczona
-Pfff...Przyzwyczajaj się-mrukną platynowłosy powracając do czytania książki. Chwilę potem do pokoju wpadł Hope roznosząc talerze i śmiejąc się radośnie. Kiedy wykonał swoje zadanie staną przed Sharp'em machając mu przed oczami dłonią
-Dwóch nieobecnych
-Rozumiem. Obudź Cookiego- Hope zasalutował, podbiegł do leżącego na kanapie młodszego i zaczął go telepać
-Wstawaj nasz Promienny Maknae*! Chcemy zachwycić się twym blaskiem!
-Mhm. Pozachwycajcie się Sugą. To on jest tutaj najprzystojniejszy
-Hahaha. A propo gdzie jest Suga?- spytał Hope wstając. Rozejrzałam się po pokoju i wtedy drzwi się otworzyły i pojawił się poszukiwany. Poczułam że strzelam buraka. Chłopak miał na sobie tylko bokserki i skarpety. Sharp wyjrzał znad lektury, po czym widząc moje zawstydzenie znowu do niej powrócił
-Suga ubierz się. Nie jesteś u siebie
-Jestem przystojny i nie mam się czego wsty....
-Znowu je zgubiłeś?- przerwał mu rozbawiony Hope, który ciągną za ucho wciąż nieprzytomnego Cookiego.
-Hehehe...Może...- mrukną drapiąc się po głowie. Lider westchną i zamkną książkę
-Jin!- zawołał.Po domu rozniósł się dzwięk uderzającego o ziemię przedmiotu i po chwili w wejściu pojawił się wołany
-Co znowu?!
-Widziałeś gdzieś ubrania Sugi?
-Znowu je zgubił? Co za idiota
-Hej!
-Chyba są w lodówce- powiedział wzruszając ramionami i wracając do kuchni. Suga popędził na poszukiwanie odzieży, a Cookie usiłował odpędzić sie od zadowolonego Hope'a. Już po kwadransie wszyscy siedzieliśmy przy jednym stole pałaszując parujące naleśniki. Juz dawno nie jadłam z kimś śniadania. Cóż za wspaniała atmosfera...
 -----
* Maknae- koreańskie słowo oznaczające osobę najmłodszą z grupy np. przyjaciół lub zespołu.

poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział 3

 Ekhem...Tak więc oto 3 rozdział The Story Of 2 Heart. Oczywiście że nie pisałam tego na ,,odwal się"  (wyczuj sarkazm). Zastanawiam się czy nie porzucić tej historii. Ciężko się ją pisze, mam za mało pomysłów i w dodatku jakos mi się nie podoba. Wiem że pisząc opowiadania coś robię źle, ale nie wiem co. Ale na razie oddaje wam do przeczytania ten nieudany rozdział. Powodzenia...
________

Cookies pov.
Cholera. Czuję się jak gówno. Wszystko mnie boli, nawet jeśli się nie ruszam. A co jeśli podniosę rękę? Skrzywiłem się. To nie był dobry pomysł. W dodatku kiedy Lili zrozumiała że przyjdzie tu parę osób zaczęła świrować i biegać po całym domu...Właściwie nie wiem po co...

Lili pov.
Nie wierze. Za kilka minut do mojej ,,świątyni" wtargną jacyś nieznajomi! A było tak pięknie! I co ja mam teraz zrobić! Nagle po domu rozniosło się pukanie. Spojrzałam spanikowana na Cookie'go i sztywno podeszłam do drzwi. Otworzyłam je ostrożnie, przyglądając się gościom. A wyglądało to trochę dziwnie. Jeden stał na deskorolce, usiłując rozjechać drugiego, który co chwilę odskakiwał śmiejąc się cicho. Ich zupełnym przeciwieństwem okazał się chłopak najbardziej z tył. Miał nieobecny wyraz twarzy i kiwał się jakby utrzymanie równowagi sprawiało mu trudności. Ostatni stał kawałek przede mną. Miał platynowe włosy zaczesane do góry i okulary przeciwsłoneczne. Wszyscy wyglądali na starszych ode mnie. Ten najbliżej otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale gwałtownie zatrzasnęłam drzwi napierając na nie całym ciężarem ciała.
-Nie dam rady. Zabiją mnie- oddychałam ciężko próbując się uspokoić. Kiedy moje serce zaczęło bić w miarę normalnie znowu chwyciłam za klamkę. Tym razem oczy wszystkich skupiły się na mnie.
-Eeeee....Tak?
-Szukamy kogoś. Chłopaka trochę wyższego od ciebie, w podobnym wieku, z czarnymi włosami...Podobno tu jest-zaczął ten najbliżej
-...
-Eh...Ok. Cookie!
-Zamknij się bo ktoś cię usłyszy- zganił go ten na desce i podjechał bliżej mnie.
-Halo? Rozumiesz co do ciebie mówię?-spytał machając mi dłonią przed twarzą
-Suga, mało kto rozumie co do niego mówisz-prychną kolejny
-Zamknij się-odpowiedział nieco speszony żartem kolegi. Zamrugałam szybciej
-Jest w środku- wydusiłam, odsuwając się żeby mogli wejść. Ten najbardziej z tyłu zerwał się i przebiegł obok. Wpadł do pokoju rozglądając się. Pozostali podążyli za nim
-Jeny. Wyglądasz jakby przejechał cię tir
-Dzięki. Pocieszające
-Hehe. Nie no serio wyglądasz strasznie. Zgaduje że cię dopadli?- wodziłam miedzy nimi wzrokiem próbując zrozumieć o co im chodzi.
-Ciężko nie zgadnąć
-Rozumiem. Całe szczęście że żyjesz. Jin nie zmrużył oka od czasu zerwania kontaktu.- No dobra. Więc ten z czarnymi włosami o czerwonym połysku to Jin? A ten z rozczochranymi brązowymi to Suga? Pochwaliłam się w duchu. Zawsze miałam problemy z zapamiętywaniem imion więc to nie lada wyczyn. Z rozmyślania wyrwał mnie jęk. Ten w okularach próbował podnieść Cooka
-Hej. Co ty robisz?-spytałam mrugając szybko
-Musimy zabrać go do domu. Jak widzę nie jesteśmy tu mile widziani-  przygryzłam wargę i przyjrzałam się poszkodowanemu. Łypał na mnie czarnymi oczami próbując odgadnąć myśli. Grrr...Jest w moim wieku, więc jakim cudem może być taki słodki!?
-Dobra. Możecie zostać póki Cook nie wyzdrowieje- parsknęłam NIBY od niechcenia.
-Słyszysz Cookie? Poderwałeś sobie dziewczynę
-Suga. Nie śmieszne.
-A, sory
-Ale pod warunkiem że odpowiecie mi na parę pytań-dodałam ostro. Chłopaki spojrzeli na siebie po czym uśmiechnęli sie w tym samym momencie
-Zgoda

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

,,Circus Monster"

 Hehehe...Tak, tak. Znowu one-shot. Przepraszam. Obiecuje że następne co dodam to nowy rozdział. Do napisania tego opowiadania natchnęła mnie ta piosenka- Megurine Luka "Circus Monster" ,więc jesli chcecie to możecie jej słuchać podczas czytania....


-Halo? Jest tu ktoś?-szepcząc rozglądam się po ciemnym pomieszczeniu. Słyszę czyjś oddech, ale nie jestem w stanie nikogo dostrzec. Coraz mocniej przytulam swojego pluszowego misia. Boje się.
-Kim jesteś?-pyta ktoś z ciemności. To chyba chłopak.
-Ja...Mam na imię Moon...-głos mi drży.
-Co tu robisz?-znowu rozlega się głos. Jest coraz bliżej
-Nie wiem. Mama kazała mi iść z jakimś panem i...potem chyba ktoś mnie uderzył. Więcej nie pamiętam-odpowiedziałam cicho. Nagle pochodnia za moimi plecami się zapaliła kreśląc jaśniejsze półkole w którym stałam. I wtedy pierwszy raz go zobaczyłam. Ciemnowłosego chłopca z dużymi czarnymi skrzydłami i pazurami. Łypał na mnie niepewnie kocimi oczyma, jakby w obawie że zacznę uciekać. Zamiast tego po prostu się uśmiechnęłam.
-Ty...Nie boisz się mnie?- spytał zdziwiony
-Nie jesteś straszny... Jak masz na imię?-spytałam ciekawa. Strach jakby znikną.
-Jestem Cirk. To przykre że też tu trafiłaś...
-Ale gdzie ja jestem?
-Nikt ci nie powiedział? Jesteś w lochach Cyrku Dziwadeł-sykną krzywiąc się jakby ta nazwa napawała go obrzydzeniem. Odruchowo dotknęłam rogów sterczących po obu stronach mojej głowy. Więc tak o mnie myśleli? Jak o dziwadle? Poczułam że łzy napływają mi do oczu i usiadłam opierając się o kamienną ścianę.
-Boje się. Ja nie chcę tu być-szepnęłam rozpaczliwie. Obok usiadł Cirk przytulając mnie do siebie.
-Spokojnie. Obronię cię
-A jeśli...A jeśli znikniesz?- wytarłam rękawem zasmarkany nos. Chłopak uśmiechną się czule
-Głuptasie. Ja zawsze będę. Nigdy cię nie opuszczę.
***
Nadszedł ten dzień. Mój pierwszy występ. Jak powinnam się czuć? Zawstydzona? Zdezorientowana? Szczęśliwa? Bo ja czułam się przerażona. Nawet nie wiedziałam co mam robić!
-Uwaga drodzy państwo. Oto znane wszystkim skrzydlate straszydło. Potwór w ciele chłopca. Cirk!- Przyjaciel słysząc swoje imię puścił moją drżącą dłoń. Przyglądałam się jak kołuje w powietrzu, przelatuje przez obręcze i robi różnego typu akrobacje. W końcu prezenter zapowiedział finał jego występu i rozdano widowni kamyki, którymi zaczęto rzucać. Cirk usiłował ich unikać, ale niektóre trafiały wywołując śmiech publiczności. Próbując powstrzymać płacz zamknęłam oczy i otworzyłam je dopiero kiedy poczułam ciepłą dłoń na swoim ramieniu. Chłopak miał parę siniaków i zadrapań na twarzy, ale uśmiechał sie do mnie. Pociągnęłam nosem.
-Cirk...
-Moon, posłuchaj mnie teraz. Wejdziesz na scenę i zaśpiewasz piosenkę dobrze?
-Ale ja nie wiem jaką...
-Zaśpiewaj tą którą nauczyła cię mama.
-Ale...
-Moon. Proszę. Zaśpiewaj ją dla mnie-poprosił cicho. Zacisnęłam pięści i skinęłam głową.
-Uwaga, drodzy widzowie. Myśleliście że Cirk jest najmłodszym uczestnikiem? Otóż się mylicie! Ten potwór ma tylko osiem lat! Ale nie dajcie się zwieść! Bądźcie czujni bo jest nieprzewidywalna!- wysłuchałam wypowiedzi prezentera. Czemu tak o mnie mówił? Cirk popchną mnie delikatnie w strone sceny.
-Boję się- szepnęłam. Wszyscy się na mnie patrzą. Na moje rogi. Na mój ogon. Na moją zapłakaną twarz. I wtedy zdałam sobie sprawę. To nie ja jestem potworem. Odetchnęłam głęboko i zaczęłam śpiewać. Śpiewałam jedyną piosenkę jaką znam. Śpiewałam ją dla Cirk'a. Już zawsze będę śpiewać dla tego skrzydlatego chłopca.
***
Boli. Kolejny kopniak wymierzony w mój brzuch. Boli. Ludzie krzyczą dookoła przepychając się żeby mnie uderzyć. Cirk? Gdzie jesteś? Obiecałeś że zawsze będziesz. Że mnie obronisz...Do moich oczu napłynęły łzy. Jak mogłeś mnie opuścić? Przecież ja cię kocham! Pamiętam to. Pamiętam...
To było po tym występie z tygrysami. Miałeś go chyba zwabić z powrotem do klatki i zamknąć, ale jakis człowiek rzucił w ciebie kamykiem i spadłeś. Leżałeś potem w lochach, a ja czuwałam. Trzymałeś się za krwawiący brzuch i próbowałeś to przede mną ukryć. Byłeś taki blady...
-Moon?
-T..tak?
-Wiesz że nasze imiona idealnie pasują do sytuacji?- chrypiałeś jakby mówienie sprawiało ci ból
-O czym ty mówisz?- szepnęłam. Byłam taka zmęczona.
-Twoje imię pochodzi od ,,Monster", a moje od ,,Cirkus". To takie śmieszne. Jesteśmy tu najbardziej ludzkimi stworzeniami-sapnąłeś zamykając oczy. Położyłam ci swojego misia pod głowę żeby było  miękko.
-Masz rację, ale teraz spij braciszku. Obiecałeś że jutro się pobawimy.
-Obiecałem...-mruknąłeś cicho i zamknąłeś oczy...Obudził mnie szczęk otwieranych drzwi. Jakiś tłusty facet cię zabrał, a ja nie mogłam nic zrobić. Dlaczego się nie broniłeś? Po prostu spałeś! I nie widziałam cię miesiąc. Ale wiesz? Nie mam do nikogo żalu. Nie złoszczę się na tych ludzi, na prezentera, ani nawet na mamę. Tylko trochę mi żal że sie ze mną nie pobawiłeś. Może jeszcze się kiedyś spotkamy? Bo wiesz, boli mnie coraz mniej. Chyba gdzieś się przenoszę. Tutaj jest dużo światła i ładnie pachnie. Tylko gdzie jesteś ty?

piątek, 24 kwietnia 2015

Skazany na dar-Rozdział 1

Eee...Musicie się chyba przyzwyczaić że wstawiam cały czas coś nowego. Chyba za szybko myślę i nie wyrabiam już z pisaniem XD (tak. Mam takich urywków więcej). Ekchem. O czym to ja...? Aha. Zapraszam do czytania:
***
-Co się stało-szepnąłem czując jak powraca do mnie świadomość. Jest zimno, boli mnie głowa i w dodatku nic nie pamiętam. Usiłuję otworzyć oczy, ale oślepia mnie ostre światło lamp. Gdzie ja jestem? Kiedy przyzwyczajam się do bieli otwieram oczy. Jestem w białym pokoju, przykuty do białego stołu, a dookoła chodzą ludzie w białych kitlach. Tylko ciężkie czarne kajdany odcinają się od otoczenia. Gdzie ja jestem? I dlaczego tak cholernie boli mnie głowa? Jakiś starszy pan podchodzi do mnie i uśmiecha się spod gęstych wąsów
-Witamy cię pacjencie numer 3843! Masz zaszczyt przysłużyć się nauce.-powiedział radośnie niczym profesjonalny prezenter pogody. Próbuję wydostać ręcę,
-Spokojnie. Nikt jeszcze nie przeżył tego eksperymentu, więc masz szansę stać się pierwszym!
-Ja...Zostawcie mnie!
-Przytrzymaj go-starszy zwrócił się do współpracownika. Jakiś facet chwycił mnie za szyję. Błagam niech to będzie sen! Staruszek znowu na mnie spojrzał, tym razem z powagą. Zza kitla wyciągną strzykawkę z jakąś zieloną cieczą i nóż. Moje serce bije rekordy w szybkości uderzeń. Igła jest coraz bliżej mojej szyi
-Proszę. Nie...-szepnąłem jeszcze zanim straciłem przytomność
***
Szkoła Dla Geniuszy jak zwykle tętniła życiem. Wszędzie słychać było rozmowy i śmiech. Jakie to wkurzające. Z naburmuszoną miną zatkałam sobie uszy usiłując skupić się na lekturze. Halo! To Szkoła Dla Geniuszy! Nie mogliby zachowywać się poważniej, jak na tytułowych geniuszy przystało? Przynajmniej nikt nie próbuje wciągną mnie do rozmowy, ani się zaprzyjaźnić. To zwykła strata czasu. W końcu rozbrzmiał dzwonek na ostatnią lekcję, więc zawlokłam się do klasy. Usiadłam w pierwszej ławce i oparłam twarz na dłoniach. Meg-nasza pani od angielskiego-jak zwykle zaczęła grozić rozwrzeszczanym uczniom karną kartkówką. Cóż...Mnie to nie dotyczy. Nigdy nie pisze kartkówek, ani nie jestem pytana. Jedyne co muszę robić to słuchać i pisać sprawdziany przynajmniej raz na pół roku. Tak. Jestem najmądrzejsza z całej szkoły. Najmądrzejsza z geniuszy. Udało mi się przeskoczyć trzy klasy gimnazjum, a wszystkie klasy podstawówki skończyłam ze świadectwem z paskiem. Bycie najlepszą jest dla mnie jak powietrze. Stało się codziennością, ale bez niego nie mogę żyć. Meg spojrzała na mnie smutnie, a potem na klasę.
-Wiatani? Jak chcesz to możesz iść do domu- powiedziała nauczycielka spokojnie, nie zwracając uwagi na oskarżycielskie jęki reszty klasy. Kiwnęłam głową, spakowałam się szybko i wybiegłam z klasy. Wychodząc ze szkoły minęłam tablicę informacyjną, na której już od miesiąca wisiało ogłoszenie o zaginięciu chłopaka. Z tego co wiem jeszcze go nie odnaleźli i nie zapowiada się na to. Wszyscy mają to gdzieś. Moje mieszkanie jest niedaleko szkoły. Mieszkam w akademiku dla dziewczyn  w czystym, dużym pokoju z łazienką i salonem. Zaraz po przyjściu zalałam wrzątkiem jedną z zupek chińskich i usiadłam przy małym stoliku otwierając książki.
-Czas na naukę-sapnęłam zadowolona szukając zeszytu z matematyki. Nauka to całe moje życie i lepiej żeby tak zostało...
***
 -Doktorze! Doktorze!-do ciemnego pokoiku bez okien wbiegł potężny mężczyzna wymachując w ręku arkuszami papieru. Starszy, wąsaty pan spojrzał na niego spod okularów
-Taak?
-On...On przeżył! Żyje!
-Co!-staruszek zerwał się z miejsca  i wybiegł za młodszym współpracownikiem. W białym pomieszczeniu leżał blady chłopak o białych włosach i ODDYCHAŁ!
-Stan?- spytał staruszek podekscytowany
-Stabilny.
-Czego dotyczą zmiany?
-Wykryliśmy zmianę składu krwi i DNA. Wciąż się rozwijają
-Nieprawdopodobne! Ile on tu leży?
-Cztery miesiące Panie Stamk
-Rozumiem. Proszę się pozbyć wszystkich pacjętów którzy leżą tu dłużej
-Tak jest!-odkrzykną młodszy i wybiegł z pomieszczenia. Pan Stamk stał przy ,,eksperymencie" jeszcze przez jakiś czas, a potem wyszedł z pokoju
-Eksperyment się powiódł! Proszę przygotować pacjenta 3843 do dalszych zabiegów, a następnie do transportu! Wkraczamy na nowy poziom nauki i ewolucji!

czwartek, 26 marca 2015

Kat serc- Rozdział 1

 Niestety nie dobiliśmy do 4 więc nie będzie nowego rozdziału. Trudno. Nudzi mi sie więc wstawiam coś zupełnie innego. Oto pierwsza część ,,Kata serc". Może na razie na to nie wskazuje, ale jest to opowiadanie fantasy:

A wtedy zerwał się potężny wiatr i na nowo rozgorzała burza. Drzewa teraz podobne do kruchych gałązek poddały się powietrzu i ugięły przed nim karku. W tym właśnie momencie piękna, młoda dziewczyna ubrana jedynie w wiosenną sukienkę stała na moście, a wiatr targał jej długimi włosami. Zamknęła oczy czując jak krople uderzają o jej twarz. Chwile temu jej życie straciło sens. Już nie miała po co żyć. Drżącymi dłońmi chwyciła za barierkę i podciągnęła się, stawiając na niej bose stopy. Wyprostowana rozłożyła szeroko ręce dla lepszej równowagi. Pomimo deszczu czuła każdą łzę spływająca po jej policzku. Pochyliła głowę. W dole rozwścieczone fale toczyły wojnę z samymi sobą.
-Lili!-młody chłopak biegł w jej stronę próbując przekrzyczeć ryk grzmotów. Z długich czarnych włosów kapały kropelki wody, a w oczach malowało się przerażenie. Widząc że dziewczyna sztywnieje zatrzymał się parę metrów od poręczy i wyciągną w jej stronę dłoń
-Lili, zejdź proszę. Obiecuje że wszystko będzie dobrze
-Nic nie będzie dobrze! Zabiłeś ich! Zabiłeś moich...-nastolatce załamał się głos, a po policzkach zaczęło spływać coraz więcej łez
-Ja...ja nie chciałem. Niczego nie rozumiesz. Zejdź to wszystko ci wytłumaczę
-Nie. Już wszystko wiem-Lili pociągnęła nosem i przechyliła sie w stronę przepaści. Grawitacja zauroczona jej wdziękiem pociągnęła ją za sobą, a kryształowe łzy nieba stworzyły za jej plecami skrzydła. Rozłożyła szeroko ręce i zaczęła się histerycznie śmiać.
-Kocham cię-szepnęła cicho jeszcze zanim pochłonęła ją woda. Czarnowłosy chłopak poczuł że drży.
-Co ona zrobiła-jękną i osunął się na kolana. Tępo wpatrywał się w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stała ta piękna dziewczyna.
-Co ty zrobiłaś!-krzykną przerażony i zaniósł się rozpaczliwym szlochem.
   Całej tej sytuacji przygadał się kot. Był to zwykły czarny kot o intensywnie błękitnych oczach i długim ogonie. Niezwykła natomiast była jego obroża. Niebieska wstążka z przymocowanym pięknie wyszlifowanym szafirem. Jego wnętrze wygadało jakby było zrobione z tysiąca gwiazd. Zwierze przechyliło głowę potem spojrzało na piękny kamień po czym wstało unosząc dumnie ogon. ,,To jeszcze nie koniec"-pomyślał i ruszyło w kierunku chłopaka...
*
Nadal oczekuję tych 4 komentarzy. Teraz nie liczcie juz na żadne nowości. Piszcie jeśli mam kontynuować ta opowieść

niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 2

 Eh...Wiem że ten rozdział jest beznadziejny, ale kiedy go pisałam miałam zły dzień i musiałam się na kimś wyżyć. Na szczęście usunęłam wszystkie sceny i opisy, które mogłyby zaszkodzić waszej psychice :b
Mam nadzieję że nie umrzecie z nudów:
 ***
Lili pov.
Poczułam że dłonie zaczynają mi drżeć. Podbiegłam do ciała i pochyliłam się nad nim. W lewej ręce tkwiły odłamki szkła, a twarz znaczyły czerwone pręgi. Kto mógł zrobić coś takiego?
-Błagam nie bądź martwy- powtarzałam pod nosem niczym modlitwę. Sprawdziłam oddech i puls. Żył, ale nie wiem jak długo wytrzyma.Powinnam zadzwonić po karetkę ale...mogli by zacząć pytać o moich rodziców. Zacisnęłam pięści. Sama sobie z tym poradzę. Z bijącym sercem chwyciłam go pod pachy i uniosłam lekko co spotkało się z cichym jękiem
-Wytrzymaj-szepnęłam bardziej do siebie niż do niego. Zaciągnęłam go do domu i położyłam na kanapie.
-No i co ja mam teraz zrobić?-zamyśliłam się. Chyba muszę zająć się szkłem. Pobiegłam do łazienki po pesetę, igłę, nitkę i spirytus na wszelki wypadek. Wyrzuciłam wszystkie przyrządy na dywan i wzięłam się do pracy. Najpierw próbowałam wyciągnąć szkło pęsetą, ale szybko z tego zrezygnowałam i zaczęłam wydzierać je palcami. Obtarłam z potu twarz nieznajomego. Chwyciłam nożyczki i rozcięłam mokrą od krwi koszulę. Kiedy jej się pozbyłam wyłupiłam oczy w niemym podziwie. Chłopak był pewnie w moim wieku, a wyglądał jakby ćwiczył całę życie. Poczułam że sie czerwienię i spuściłam wzrok. Trzeba kontynuować ,,zabieg". Z wątpliwością chwyciłam butelkę spirytusu. Rany wygadały paskudnie, więc ostrożnie przechyliłam pojemnik. W momencie gdy ciecz dotknęła skóry po mieszkaniu rozległ się przeraźliwy krzyk i pacjent zaczął się wić
-Ćśśśś. Przepraszam! Przepraszam! Spokojnie!-krzyczałam wymachując rękoma na wszystkie strony. W telewizji tego nie było! Spanikowana odwróciłam sie do niego tyłem i zasłoniłam uszy i oczy. Po prostu przeczekam atak. Coś uderzyło o ziemie. Chłopak chyba spadł, ale bałam sie odwrócić puki nie przestanie wierzgać. Kiedy w końcu się uspokoił, wtargałam go znowu na kanapę i wzięłam się do szycia. Nie miałam żadnej specjalnej nici więc użyłam normalnej, ale to wszystko jedno...Prawda? Na koniec obwiązałam wszystko bandażami i opadłam na fotel z westchnieniem.
-Nigdy więcej-szepnęłam i zasnęłam.
  Przez kolejne dwa dni spędzałam przy nim każdą minutę. Mogłoby się wydawać że nie powinnam się z tego cieszyć, ale prawda była zupełnie inna. Dzięki temu mogłam oderwać się od strachu przed szkołą i chociaż chwilę żyć normalnie...No. Powiedzmy.
  Tego dnia wstałam wyjątkowo wcześnie. Miałam dziwne przeczucie że cos się wydarzy. Po szybkim śniadaniu postanowiłam oglądnąć telewizję. Wyminęłam ,,gościa" i sięgnęłam po pilota
-Oddawaj moje ciastko, zdrajco- odwróciłam się oniemiała. Chłopak leżał na brzuchu, co chwile się krzywiąc. Wyglądał słodko.
-Sam wykonaj salto w tył. Co ja żyrafa jestem?-bąkał pod nosem. Upuściłam pilota i podbiegłam do niego.
-Hej. Słyszysz mnie?-dotknęłam jego ramienia, delikatnie nim kołysząc. Uniósł lekko powieki
-Jestem w piekle?
-Niee- odpowiedziałam zastanawiając się czy powinnam czuć się obrażona.
-No to gdzie?
-U mnie w domu. Znalazłam cię rannego niedaleko
-A no tak. Przypomniałem sobie.
-Co ty tam robiłeś?
-To bez znaczenia. Jestem Cookie
-A ja Lili- obcy zamkną znowu oczy.
-Muszę znaleść telefon- bąkną ,,topiąc" twarz w poduszce. Zerwałam sie jak oparzona. Telefon! Całkiem o nim zapomniałam. Wygrzebałam komórkę z kieszeni kurtki i ją włączyłam. 51 nieodebranych połączeń!
-Możesz napisać sms'a?
-Ok. Co napisać?
-Podaj adres
-Zrobione- Uśmiechnęłam się tryumfalnie dumna że chociaż jednemu zadaniu całkowicie podołałam, po czym gwałtownie zbladłam
-Zaraz! Ktoś tu jeszcze przyjdzie?!
*
Podbijamy stawkę:
4 komentarze=nowy rozdział

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 1

I tak oto pojawia się pierwszy rozdział. Ostrzegam że ostatnio mam faze na Bangtan Boys, więc mogą pojawić się (oby) nieliczne podobieństwa. Ale jesli zacznie wam to przeszkadzać to możecie mnie po prostu walnąć i kazać się ogarnąć
Tak więc bez przedłużania zapraszam do czytania :D

***

 Lili pov.

Znowu tam byłam. Stałam przed bramą budynku szkoły tępo wpatrując się w stalowe pręty. Przychodziłam tu codziennie, z przerażeniem odliczając dni.
-Miesiąc...-przełknęłam głośno ślinę i ruszyłam w stronę swojego domu. Poprzednie Gimnazjum okazało się najgorszym doświadczeniem w życiu, więc juz po roku nauki, postanowiłam sie przeprowadzić. Jeśli tutaj też tak będzie to juz koniec mojej psychiki. Drżącymi dłońmi założyłam słuchawki i wsłuchałam sie w słowa piosenki.

Cookie pov.

-Teraz skręć w lewo słyszysz?!-przycisnąłem mocniej telefon do ucha usiłując rozszyfrować słowa
-Które lewo?
-No...To po lewej
-Też mi pomoc-sapnąłem przyśpieszając biegu. Nie mogę się zatrzymać.
-Szmato! Wracaj tu!-szybko spojrzałem za siebie. Byli coraz bliżej.
-Teraz w prawo!-skręciłem w wąski zaułek. Śmierdziało tu wymiocinami.
-Gdzie wy do cholery jesteście!
-Cooki jesteśmy w drodze. Wytrzymaj-łatwo im mówić. Bez wahania minąłem znak ostrzegający o robotach drogowych i przeskoczyłem rów. Jakiś robotnik wołał za mną wymachując łopatą, ale olałem go. Dzięki tej trasie mam dodatkowe 2 minuty.
-Udajemy się w stronę parku wodnego, słyszysz?
-Tak, ale nie mam pojęcia gdzie to jest
-Wystarczy że będziesz słuchał moich wskazówek
-No przecież to robię!...-skręciłem w kolejną uliczkę i uderzyłem w jakąś dziewczynę, która z piskiem upadła na ziemię. Szybko wstałem i znowu zacząłem biec
-Sory!-krzyknąłem przez ramie. Powoli zaczęło brakować mi tchu. Kolejne skrzyżowanie.
-W którą stro....Cholera!-nie miałem przy sobie komórki! Musiała mi wypaść podczas zderzenia. Pobiegłem w prawo błagając aby to była właściwa droga. Ścieżkę zagrodził mi 5 metrowy mur, pod którym stał oblepiony jakimś świństwem śmietnik. Z biegu wskoczyłem na niego, a potem przeleciałem nad murem. Z drugiej strony nie było niczego na czym mógł bym wylądować więc upadek okazał się niezwykle bolesny. Już chciałem biec dalej, kiedy zdałem sobie sprawę że drogę zagradza mi kolejna ściana. Jedyne możliwe wyjście to stalowe drzwi czyjegoś mieszkania. Po cholere komuś taki ślepy zaułek! Podbiegłem do drzwi i zacząłem walić w nie jak opętany.
-Proszę otworzyć! Słyszysz!Otwórz!- nic. Po drugiej stronie muru usłyszałem czyjś śmiech, a potem odgłosy wskakiwania na śmietnik. Moje serce biło właśnie rekordy w ilości uderzeń. 5 chłopaków ubranych w skóry przeskoczyło przez przeszkodę uśmiechając się drapieżnie. Byli więksi, starsi i silniejsi. Już jestem martwy...

Lili pov.
Auu...Co za kretyn. Chyba coś mi się stało w głowę. Zaczęłam słyszeć głosy...Jednak nie. To tylko czyjś telefon. Krzywiąc się wstałam i wyciągnęłam rękę w jego stronę. Nie rozumiałam co mówi osoba po drugiej stronie, ale była chyba niezwykle wkurzona. Ostrożnie przyłożyłam użądzenie do ucha
-...żyjesz! Szlag, to nie pora na zabawy! Chłopaki rozdzielamy się! Musimy go znaleść!
-Ciekawe o co mu chodzi? Usłyszałam czyjeś kroki za zakrętem, więc szybko rozłączyłam się z dziwnym rozmówca i wepchałam przyrząd do kieszeni. Później poszukam właściciela. Wtem zza rogu wypadło siedmiu groźnie wyglądających facetów, odrobinę ode mnie starszych. Nawet się nie zatrzymali. Pierwszy tylko mnie odepchną i mimo że wylądowałam znowu na ziemi poczułam ulgę...
  Do drzwi mieszkania dotarłam w trybie ekspresowym. Zawsze kiedy stałam w tej uliczce zastanawiałam się nad swoim życiem. A ono było dokładnie jak ta uliczka, czyli śmierdzące gównem bagno. Kiedy uporałam się z zamkiem wparowałam do środka. Tutaj było czysto, ale od razu wyczułam coś w powietrzu. Jakieś dziwne napięcie. Obeszłam wszystkie pokoje i wyciągnęłam spod łóżka przerażoną kotkę.
-Co tu się stało maleńka?-zwierzę tylko łypnęła na mnie błękitnymi ślepiami i zaczęło się wyrywać. Westchnęłam. Muszę sie uspokoić, to na pewno nic takiego. Podeszłam do metalowych drzwi, przekręciłam zamek i weszłam do zaułka. MOJEGO zaułka. Słonce jeszcze nie zaszło, ale tutaj, w otoczonej murami klatce było już ciemno. Zamknęłam oczy delektując się spokojem, o który w takim mieście naprawdę ciężko. Pociągnęłam nosem czując jakiś dziwny metaliczny zapach. Coś jakby...Krew? Spanikowana rozejrzałam się w poszukiwaniu źródła i zamarłam widząc drobną sylwetkę leżącą pod jedną ze ścian...
-------------
0 komentarzy=0 nowych rozdziałów

niedziela, 8 marca 2015