niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 2

 Eh...Wiem że ten rozdział jest beznadziejny, ale kiedy go pisałam miałam zły dzień i musiałam się na kimś wyżyć. Na szczęście usunęłam wszystkie sceny i opisy, które mogłyby zaszkodzić waszej psychice :b
Mam nadzieję że nie umrzecie z nudów:
 ***
Lili pov.
Poczułam że dłonie zaczynają mi drżeć. Podbiegłam do ciała i pochyliłam się nad nim. W lewej ręce tkwiły odłamki szkła, a twarz znaczyły czerwone pręgi. Kto mógł zrobić coś takiego?
-Błagam nie bądź martwy- powtarzałam pod nosem niczym modlitwę. Sprawdziłam oddech i puls. Żył, ale nie wiem jak długo wytrzyma.Powinnam zadzwonić po karetkę ale...mogli by zacząć pytać o moich rodziców. Zacisnęłam pięści. Sama sobie z tym poradzę. Z bijącym sercem chwyciłam go pod pachy i uniosłam lekko co spotkało się z cichym jękiem
-Wytrzymaj-szepnęłam bardziej do siebie niż do niego. Zaciągnęłam go do domu i położyłam na kanapie.
-No i co ja mam teraz zrobić?-zamyśliłam się. Chyba muszę zająć się szkłem. Pobiegłam do łazienki po pesetę, igłę, nitkę i spirytus na wszelki wypadek. Wyrzuciłam wszystkie przyrządy na dywan i wzięłam się do pracy. Najpierw próbowałam wyciągnąć szkło pęsetą, ale szybko z tego zrezygnowałam i zaczęłam wydzierać je palcami. Obtarłam z potu twarz nieznajomego. Chwyciłam nożyczki i rozcięłam mokrą od krwi koszulę. Kiedy jej się pozbyłam wyłupiłam oczy w niemym podziwie. Chłopak był pewnie w moim wieku, a wyglądał jakby ćwiczył całę życie. Poczułam że sie czerwienię i spuściłam wzrok. Trzeba kontynuować ,,zabieg". Z wątpliwością chwyciłam butelkę spirytusu. Rany wygadały paskudnie, więc ostrożnie przechyliłam pojemnik. W momencie gdy ciecz dotknęła skóry po mieszkaniu rozległ się przeraźliwy krzyk i pacjent zaczął się wić
-Ćśśśś. Przepraszam! Przepraszam! Spokojnie!-krzyczałam wymachując rękoma na wszystkie strony. W telewizji tego nie było! Spanikowana odwróciłam sie do niego tyłem i zasłoniłam uszy i oczy. Po prostu przeczekam atak. Coś uderzyło o ziemie. Chłopak chyba spadł, ale bałam sie odwrócić puki nie przestanie wierzgać. Kiedy w końcu się uspokoił, wtargałam go znowu na kanapę i wzięłam się do szycia. Nie miałam żadnej specjalnej nici więc użyłam normalnej, ale to wszystko jedno...Prawda? Na koniec obwiązałam wszystko bandażami i opadłam na fotel z westchnieniem.
-Nigdy więcej-szepnęłam i zasnęłam.
  Przez kolejne dwa dni spędzałam przy nim każdą minutę. Mogłoby się wydawać że nie powinnam się z tego cieszyć, ale prawda była zupełnie inna. Dzięki temu mogłam oderwać się od strachu przed szkołą i chociaż chwilę żyć normalnie...No. Powiedzmy.
  Tego dnia wstałam wyjątkowo wcześnie. Miałam dziwne przeczucie że cos się wydarzy. Po szybkim śniadaniu postanowiłam oglądnąć telewizję. Wyminęłam ,,gościa" i sięgnęłam po pilota
-Oddawaj moje ciastko, zdrajco- odwróciłam się oniemiała. Chłopak leżał na brzuchu, co chwile się krzywiąc. Wyglądał słodko.
-Sam wykonaj salto w tył. Co ja żyrafa jestem?-bąkał pod nosem. Upuściłam pilota i podbiegłam do niego.
-Hej. Słyszysz mnie?-dotknęłam jego ramienia, delikatnie nim kołysząc. Uniósł lekko powieki
-Jestem w piekle?
-Niee- odpowiedziałam zastanawiając się czy powinnam czuć się obrażona.
-No to gdzie?
-U mnie w domu. Znalazłam cię rannego niedaleko
-A no tak. Przypomniałem sobie.
-Co ty tam robiłeś?
-To bez znaczenia. Jestem Cookie
-A ja Lili- obcy zamkną znowu oczy.
-Muszę znaleść telefon- bąkną ,,topiąc" twarz w poduszce. Zerwałam sie jak oparzona. Telefon! Całkiem o nim zapomniałam. Wygrzebałam komórkę z kieszeni kurtki i ją włączyłam. 51 nieodebranych połączeń!
-Możesz napisać sms'a?
-Ok. Co napisać?
-Podaj adres
-Zrobione- Uśmiechnęłam się tryumfalnie dumna że chociaż jednemu zadaniu całkowicie podołałam, po czym gwałtownie zbladłam
-Zaraz! Ktoś tu jeszcze przyjdzie?!
*
Podbijamy stawkę:
4 komentarze=nowy rozdział

2 komentarze: