piątek, 31 lipca 2015

Koniec

Em...Postanowiłam zamknąć wszystkie opowiadania które piszę na tym blogu, a nie mają kontynuacji. Postanowiłam że od teraz będę wstawiać raczej one-shoty, ewentualnie paro rozdziałowe opowiadania. Pewnie nikogo to nie zasmuci. A teraz wybaczcie, ale...mam coś do zrobienia XD

piątek, 24 lipca 2015

Ucieczka

 Ok. to znowu nie rozdział, ale ekhem....Ostatnio nie mam pomysłu na tamto opowiadanie, więc robię wszystko byle go nie pisać. Spokojnie, rozdział pojawi się do końca przyszłego tygodnia. Macie może pomysły na jakieś krótkie opowiadania? Czekam na propozycje i daję wam do przeczytanie takie o coś :D
 **
Zamknięta w małym pokoju przez całe życie, marzyłam. By poczuć ciepło słońca, zobaczyć co to trawa i usłyszeć śpiew ptaków. Przede wszystkim pragnęłam z kimś porozmawiać. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i do pomieszczenia weszła jakaś kobieta w białym uniformie. Szybko odłożyła na stolik tackę z paskudną papką i wymknęła się zamykając drzwi. Pojawiała się tylko raz dziennie i wychodziła równie szybko jak przychodziła. Nigdy nic nie mówiła, nie patrzyła na mnie. Dałam jej na imię Alice. Czasami opowiadałam o swoich marzeniach, pomysłach mając nadzieję że mnie słucha. Ze słyszy pomimo tych grubych ścian psychiatryka.
***
Parę lat wcześniej poznałam dziewczynę o imieniu Elie. Stała się moją jedyną i najlepszą przyjaciółką. Zawsze była przy mnie kiedy płakałam, śmiałam się, lub nudziłam. Była zawsze. Ale rodzice chyba jej nie polubili. Zawsze kiedy mówiłam że idę się pobawić z Elie, pytali ,,Kto to Elie?". A ona stała obok i uśmiechała się rozbawiona. Potem okazało się że mam schizofrenie, a ona jest tylko moim wymysłem. Zostałam zabrana do psychiatryka i ,,wyleczona". I pomimo że wiem że jej tak naprawdę nie było, to bardzo tęsknię. Teraz jestem sama w ciemnym zimnym pokoju bez okien, a dookoła słychać tylko bicie mojego serca.
***
Ten dzień był inny. Alice weszła do mojego pokoju i spojrzała na mnie. Wzrok miała pusty i zimny, ale i tak sie ucieszyłam.
-Masz gościa Caroline. Radzę ci zachowywać się należycie- syknęła i wpuściła do środka wysokiego chłopaka o lśniących tęczówkach. Spojrzał na nią ostrożnie
-Może nas pani zostawić samych?-spytał cicho
-Ale..-
-Nic mi się nie stanie. Proszę-uśmiechną się ciepło. Kobieta niepewnie wyszła zamykając za sobą drzwi. Chłopak szybko do mnie podbiegł i przytulił mocno. Czując go tak blisko gwałtownie zesztywniałam.
-Kim jesteś-wychrypiałam niepewnie. Nieznajomy odsuną się powoli i spojrzał na mnie z troską
-Caro. Jestem twoim bratem. Luck.-uśmiechną się niepewnie. Pochyliłam głowę. Nie pamiętałam
-Nic nie szkodzi-mrukną jakby czytając mi w myślach- wyciągnę cię stąd i poznamy się na nowo-powiedział wstając. Odwróciła się i zaczął iść do wyjścia. Szybko chwyciłam go za rękaw bluzy
-Kiedy sie spotkamy?
-Jutro o zmroku. Bądź gotowa do ucieczki-uśmiechną sie i wyszedł z pomieszczenia. Znowu byłam sama, ale tym razem pojawiła się iskra. Światło w tunelu...
***
Czekałam. Czekałam. Czekałam.Nie wiedziałam która jest godzina, ani ile pozostało do zmroku. Nagle włączył się alarm przeciwpożarowy i wszystkie drzwi otworzyły się w tym samym momencie. Zdezorientowana zerwałam się na równie nogi. Ludzie zaczęli wybiegać ze swoich cel i gnać na oślep przez korytarz. Ale jedna osoba biegła w przeciwnym kierunku. Młody chłopak o jasnobrązowych włosach i jednej połowie twarzy pomalowanej farbą na czarno. Podbiegł do mnie i chwycił mnie za rękę. Zaczęliśmy biec.
-Kim jesteś?-spytałam zdezorientowana. Chłopak spojrzał na mnie z uśmiechem
-Jestem przyjacielem twojego brata.Możesz mi mówić Rick-powiedział nawet nie zwalniając. Poczułam że tracę siły. W końcu przez tyle lat byłam zamknięta
-Rick. Ja już nie dam rady! Musimy zwolnić-szepnęłam błagalnie. Dostrzegłam w jego oczach błysk paniki. Nie uwzględnili tego w planie ucieczki?!
-Wezmę cię na ręce-mrukną i podniósł mnie jakbym była z waty. Biegliśmy przez korytarze słysząc jedynie ogłuszający wrzask alarmu. W końcu wybiegliśmy na zewnątrz. Zachłysnęłam się szczęściem czując we włosach zimny wiatr.
-Gdzie jest Luck?-spytałam dopiero teraz zdając sobie sprawę że nigdzie go nie ma.
-W naszej bazie. Włamał się do systemu i włączył alarm. Powinien też otworzyć bramę-spojrzał na zegarek-właśnie teraz-powiedział i pobiegliśmy w stronę metalowych wrót wolno posuwających się do góry. Kiedy przekroczyliśmy granicę poczułam nieopisane szczęście. Ale najgorsze miało dopiero nadejść.
-Za nimi! Łapać ich!-usłyszałam wściekły głos Alice. Spojrzałam za siebie. Jeden ze strażników poświecił na nas latarką, a potem spuścił ze smyczy ogromnego psa, który pomkną w naszą stronę.
-Rick! Pies-krzyknęłam spanikowana. Zauważyłam że chłopak nad czymś intensywnie myśli. Potem zatrzymał się i postawił mnie na ziemi.
-Co robisz? Musimy uciekać-jęknęłam ciągnąc chłopaka za rękę, jednak on stał z zaciętą miną.
-Uciekaj. Ja ich zatrzymam-mrukną
-Co?!
-Uciekaj!
-Al-
-Nic mi nie będzie. Zaraz do ciebie dołączę-spojrzał na mnie z uśmiechem. Przez chwilę się wahałam, ale w końcu ruszyłam w stronę lasu. Biegłam przez trawy i kolczaste krzewy. Prawie utopiłam sie w rzece i o mały włos spadłam ze skarpy. W końcu nogi odmówiły mi posłuszeństwa i opadłam na ziemię. Zaczęłam rozpaczliwie płakać i drżeć. Nic nie układało się dobrze.Nawet nie wiem gdzie uciekać. W dodatku nie wiem gdzie jest Rick. Obiecał że niedługo do mnie dołączy, a go nadal nie ma. Co za idiota!
-Hej. Wszystko w porządku?-usłyszałam nad sobą czyjś głos, więc uniosłam głowę. Nade mną stała dziewczyna o długich blond włosach. Uśmiechnęła się do mnie-Mam na imię Elie. Może ci pomóc?

niedziela, 19 lipca 2015

Informejszyn, informejszyn XD

No więc udało mi sie odblokować anonimowe komentarze, a dla takiego geniusza komputerowego jak ja to nie lada wyczyn XD Więc cóż... Level up! A w prezencie mam takie krótkie opowiadanie przedstawiające wizję mojej przyszłości. Ostrzegam że pisałam to czekając aż załaduje mi się film, więc mogą być błędy. Zapraszam.
***
Zaspana spojrzałam w lustro i skrzywiłam się delikatnie
-Nie, to na pewno nie ja-zmarszczyłam brwi przysuwając twarz bliżej- Tak.Ja jestem dużo ładniejsza-skwitowałam odwracając się od lustra. Szybko ubrałam na siebie jakąś starą koszulkę i wybiegłam z domu. Deszcz siąpił jakby nie mógł się zdecydować czy udupić mnie jeszcze bardziej, czy może dzisiaj dać sobie spokój. W końcu zdecydował się na to pierwsze i zaszczycił mnie ulewą stulecia. Cała mokra wpadłam do swojego miejsca pracy. Od razu otoczył mnie zapach smażonego oleju i spalonych frytek. Tak, pracuje w McDonaldzie, ale co zrobić? Muszę płacić za mieszkanie, jedzenie i jeszcze odkładać co miesiąc na spełnienie marzenia o wyjeździe do Koreii. Wiem co sobie pomyślicie. To na cholere ci były te studia! Ale zdziwicie się, bo to dzięki nim dostałam tak dobrą pracę (dzieciaczki, pamiętajcie studia gwarantują dobrą przyszłość).Z westchnieniem założyłam fartuch i udałam się do kasy. Już na wstępie zostałam obrzygana przez jakiegoś bachora, a kiedy w końcu przestałam walić rzygami ktoś znokautował mnie rzucając skrzydełkiem prosto w twarz. Ale nie było tak źle. Bywało że musiałam jechać na izbę przyjęć, albo wracałam z poobdzieranymi stopami. Spojrzałam zmęczona na zegarek i niemal zachłysnęłam się szczęściem. 21:01! Czyli czas do domku. Burcząc pod nosem ciche ,,do widzenia" wybiegłam z więzienia zwanego pracą. Było już ciemno, więc szłam rozglądając się z przerażeniem. Gdybym była nastolatką pewnie zadzwoniłabym do przyjaciółek, ale teraz to było niemożliwe. Jedna stała się światowej sławy chirurgiem i wykładała właśnie jakimś gówniażą w Stanach, a druga...no cóż podobno ożeniła się z jakimś piosenkarzem i podróżuje po świecie. A mi został po nich jedynie obrazek namalowany przez jedną i naszyjnik od drugiej. Nagle usłyszałam za sobą jakiś ruch i poczułam jak moje serce przyśpiesza. Puściłam się biegiem gnając na oślep wąskimi uliczkami, kiedy poczułam że w coś uderzam. Wolno podniosłam się z ziemi i zamarłam. Azjatyckie rysy, oczy wyglądające jakby były wiecznie zamknięte i ten brązowe włosy. Otworzyłam usta
-Hej wszystko w porządku?- spytał płynnym angielskim
-Ty jesteś...-nie skończyłam wpatrując się z uwielbieniem w jego twarz. W oczach błysły mu iskierki radości
-Wiesz kim jestem?-spytał z uśmiechem.
-Nie.-powiedziałam spanikowana i wyminęłam zdziwionego idola. Och mój Sunggyu! Nasza historia się właśnie zaczęła. Już nie mogę się doczekać kolejnego spotkania. Na raz moją głowę zalały wspomnienia fanfików, które już przeczytałam. Z nadzieją i szczęściem w sercu udałam się do domu. Niestety nie spotkałam go następnego dnia. Ani następnego. Ani następnego. I już nigdy go nie spotkałam. Umarłam samotna wśród stada kotów w brzydkim pokoju. W ogóle, nigdy nie byłam w Koreii, a jedyny chłopak jaki na mnie spojrzał to facet z gazowni i hydraulik, którzy przyszli coś naprawić. KONIEC <3

_______
Tak więc dziękuję że dotrwaliście do końca opowiadania. Ta część ze spotkaniem idola jest trochę zbyt optymistyczna jak dla mnie. A, no i jeszcze jedno pytanie. chcecie żebym dodawała muzykę do rozdziałów czy nie chcecie? Pamiętajcie! Komentarze motywują!

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 1

San pov
-Szybciej! Jeśli myślisz że uda ci się wygrać to jesteś nieudacznikiem! Czy ty mnie w ogóle słyszysz?!-krzyczał mi nad głową wściekły trener. Słyszałem go i to bardzo wyraźnie. Od dwóch godzin wrzeszczał mi nad uchem i pluł w twarz próbując się mnie pozbyć. Skrzywiłem się czując jak mięśnie drżą mi ze zmęczenia, a knykcie zaczynają krwawić. Trener był dzisiaj w naprawdę parszywym humorze. Uniosłem się kolejny raz  zmuszając ręce go ostatniego wysiłku i z pełnym ulgi westchnięciem opadłem na zimną posadzkę. Pan Erik wstał śmiejąc się cicho
-Naprawdę jesteś gównem. Lepiej odejdź i oszczędź mi wysiłku-mrukną zamykając za sobą głośno drzwi. Leżałem jeszcze przez chwilę rozkoszując się zimnem bijącym od podłogi, jednak ścigany grafikiem wstałem powoli i udałem się do szatni. Po szybkim prysznicu ubrałem czyste ubrania i wybiegłem z sali na pusty korytarz równo z dzwonkiem. Przyśpieszyłem jeszcze i wpadłem do sali biologicznej. Widząc że nauczycielki jeszcze nie ma odetchnąłem i zająłem swoje miejsce.
-Psss. Yongii?-odwróciłem się słysząc głos Jangmi-Hahaha. Wyglądasz jakbyś przeżył tsunami-zaśmiała się podając mi lusterko. Przyjrzałem się krytycznie swojemu odbiciu. Bordowe pasma włosów sterczały mi we wszystkie strony pomijając tą właściwą. Szybko przeczesałem je ręką zmuszając do podporządkowania się prawom fizyki.
-Dzięki-uśmiechnąłem się do rudowłosej
-Spotykamy się dzisiaj w magazynach?-spytała przewiercając mnie wzrokiem.
-Pewnie. Musimy wyprowadzić Alexa na spacer.-mruknąłem odwracając się przodem do nauczycielki, która właśnie wparowała do klasy roztaczając złowrogą aurę.
-Mam przesrane-mruknąłem, co wywołał śmiech Jangmi siedzącej ławkę za mną.
-Ciszaa!-krzyknęła pani Brigida, wyłupiając czerwone oczy. (Tak,jest Rosjanką). Gdy w klasie ustały rozmowy, skierowała wzrok na mnie. Na jej twarzy pokazał się grymas obrzydzenia, przez co wyglądała jeszcze paskudniej.
-Panie San Chim Yong. Widzę że jesteś głuchy na me uwagi. Co to za fryzura? wyglądasz jakbyś miał czerwoną wiewiórkę na głowie.
-Ja...
-Co to za przerywanie nauczycielowi! Skoro jesteś taki chętny do odpowiedzi to odpowiedz mi.Peptyd o sekwencji końcowej Arg-Liz-Gly-Ala-Trp w komórkach pewnego gatunku orzęska trafia za każdym razem do proteasomu, gdzie ulega degradacji.Co z tego wywnioskujesz?-spytała mrużąc wściekle oczy i uśmiechając się wrednie. Ta mina mówiła ,,Tylko spróbuj nie wiedzieć, a nie wyjdziesz ze szkoły do końca życia". Pewnie nawet udała że zapomniała że nie braliśmy jeszcze tego tematu. Jestem w dupie
-Czyżbyś nie wiedział? Heheheh. W takim razie...-przerwało jej pukanie do drzwi i do sali weszła niska dziewczyna o krótkich brązowoszarych włosach i ciemnych oczach. Brigida spojrzała na nią z miną wściekłej małpy i warknąła coś pod nosem
-Czego chcesz!-ryknęła
-Ja...Jestem nową uczennicą-powiedziała nieco speszona dziewczyna spuszczając wzrok. Nauczycielka uśmiechnęła się dziwnie i usiadła za biurkiem.
-Rozumiem. Przedstaw się
-Mam na imię Lili i pochodzę z Polski-przedstawiła się brunetka i spojrzała wyczekująco na nauczycielkę
-Polka, tak? Nieczęsto mamy tu polaków więc w klasie będziesz jedyna-kobieta rozejrzała się po pomieszczeniu.Uczniowie siedzieli według narodowości. Było tu dwoje Azjatów, czyli ja i Jangmi, trzech Kanadyjczyków, , piątka szwedów, jeden norweg i siedmiu amerykanów. Krótko mówiąc różnorodne towarzystwo.
-Usiądź proszę przy Jangmi-wskazała dłonią miejsce za mną i odwróciła się do tablicy, skrobiąc kredą koślawe litery. Lili bez słowa usiadła obok rudowłosej i szepnęła coś do niej, przez co ta wybuchła śmiechem. Położyłem się na ławce przymykając oczy. Reszta lekcji przebiegła spokojnie. Kiedy zadzwonił dzwonek wymieniłem porozumiewawcze spojrzenia z Krisem, który siedział razem z Kanadyjczykami i wybiegłem z klasy. Szybko wbiegłem po schodach i skierowałem się na dach budynku. Od razu owiał mnie orzeźwiający wiatr. Usiadłem na murze, który pełnił funkcje nieskutecznej barierki. Po chwili dołączył do mnie ubrany na czarno Kris. Zawsze zastanawiałem sie jak on widzi spod tej przydługiej grzywki. Usiadł koło mnie i zamkną oczy. Nie rozmawialiśmy. Potem z głośnym hukiem przyszedł Renee (to ten dziwny)
-Hej smutasy. Podobno jest jakaś nowa u was w klasie. Mam nadzieję że tym razem to nie będzie bezduszny plastik. Już przez samo patrzenie na Krisa czuję sie odmóżdżony, a co dopiero gdyby taka laska tu przylazła-zaśmiał się blondyn siadając obok Krisa i zaczął opowiadać jak to ktoś rzucił psim gównem w tablice, a nauczyciel pomyślał że to gęsty shake czekoladowy. Podczas opowieści, której i tak nikt nie słuchał pojawiła się Evee, czyli jedyna która nadaje na tych samych falach co Renee.
-Wiecie kiedy przyjdzie Jangmi? Podobno chce nam kogoś przedstawić-sapnęła podekscytowana słowianka machając nogami. Jak na zawołanie drzwi otworzyła ruda Japonka i podeszła do nas z uśmiechem. Za nią dreptała niższa o jakieś pięć centymetrów brunetka...

sobota, 11 lipca 2015

Reaktywacja

Tak więc wznawiam działalność bloga i zapowiadam początek nowego opowiadania- ,,Whispers". Mam nadzieję że wam się spodoba, choć wydaje mi się że tak się nie stanie. Jutro powinien pojawić się pierwszy rozdział

sobota, 13 czerwca 2015

Nadszedł koniec

Wim obiecałam jeszcze dwa rozdziały, ale cóż. Udajmy że tego nigdy nie powiedziałam. Zawieszam bloga na czas nieokreślony. Pewnie nikt sie tym nie przejmie, ale to może nawet lepiej.

wtorek, 2 czerwca 2015

Szkarłatne spojrzenie-END

 Oki. Obiecana kontynuacja mojego starego opowiadania, którego juz na tym świecie nie ma. Większość osób tego nie zrozumie, ale i tak nikt tego nie czyta....Tak to przez ciebie to wstawiam! Zadowolona? :b Trochę mi się nie chciało i dlatego wszystko jest tak upchane i walka ma tak mało opisów. Ostatnia część ,,Szkarłatnego spojrzenia".

Mężczyzna stał wyprostowany, uśmiechając się na samą myśl o tym co zaraz nastąpi. Wsłuchiwał się we wściekły ton płynący z telefonu. Ciekawe czy Rein znienawidzi go jeszcze bardziej? Ciekawe czy przyjdzie go zabić? Ciekawe czy wytrzyma śmierć kolejnej bliskiej osoby? Z zadowoleniem spojrzał na klęczącego przed nim skatowanego chłopaka. Wyciągną w jego kierunku połyskującą komórkę
-Chcesz się pożegnać- spytał przyjacielskim tonem. Z oczu młodszego popłynęły łzy mieszając się z krwią. Zadrżały mu usta
-Rein. Dałem im wyniki badań. Chcieli zabić Elen. Proszę wybacz mi-sapną łamiącym się głosem. Z telefonu napłynęła kolejna fala przekleństw wymierzonych w starszego mężczyznę, który znowu przysuną komórkę do swojego ucha
-Wiesz co Rein? Jesteś naprawdę niesamowitym okazem. Uznaj to za doświadczenie-sykną celując w Jina. Chłopak zamkną oczy, szeptając coś do siebie. Nastąpił głuchy starzał i ciało bezwładnie osunęło się na ziemię. Cezar z grymasem na twarzy rozłączył się z Reinem.
-I co teraz zrobisz panie wampirze-mrukną wychodząc z domu.
***
Chłopak z wściekłością rzucił komórkę na ziemię. Czy to możliwe? Czy to się stało naprawdę? Został sam? Trzęsły mu się dłonie. Ale to nie musi być prawda. Możliwe że Jin wciąż żyje, a Cezar próbuje wymusić na nim posłuszeństwo. Wróci do domu, a Jin zacznie się śmiać z jego głupiej miny. Zdyszany wpadł do domu rozglądając się ze zdenerwowaniem.
-Jin!-krzykną, ale nikt mu nie odpowiedział. Wszedł do salonu i zastał to czego się najbardziej obawiał. Opadł na kolana czując jak brakuje mu tlenu. Jego najlepszy przyjaciel, jedyny który go zaakceptował, jedyny który się go nie bał i ten który stał się jego bratem...nie żyje? W pomieszczeniu unosił się ostry zapach krwi. Źrenice zalał mu szkarłat wywołując ból. Gdyby Jin żył zaraz by na niego nawrzeszczał.
-Zabije cię Cezarze-sykną i wtedy usłyszał jak ktoś otwiera drzwi. Roztrzęsiony wybiegł z domu mijając po drodze zaskoczoną Elen. Miała podkrążone oczy i rozczochrane oczy. Widząc Reina w takim stanie odskoczyła gwałtownie.
-Rein? Wszystko w porządku? Nie mogłam spać i pomyślałam że Jinowi się coś...-przerwała widząc przerażone oczy chłopaka. Juz wiedziała co się stało. Z szeroko otwartymi oczyma wbiegła do domu, a sekundę później wydobył sie z niego przeraźliwy krzyk rozpaczy. Czarnowłosy zacisną mocniej pięści i zaczął biec. Misi sie pośpieszyć. Kierował sie instynktem i chęcią mordu. Jest blisko.
 Zobaczył go na moście. Stał przodem do niego z pewnym uśmiechem na twarzy. Jego oczy połyskiwały złotem, a w dłoni trzymał pistolet. Rein nie czekając na nic przyśpieszył biegu. Cezar stał w miejscu uśmiechając się zagadkowo, aż w końcu wystrzelił. Ostry bój przeszył pierś chłopaka i upadł na ziemię.
-Wiesz. Zawsze się zastanawiałem jak to możliwe że tak uporczywie trzymasz się życia. Na początku myślałem że to zasługa choroby, ale teraz wydaje mi się to błędną teorią.
-To dlatego że mam serce- sapną powoli się podnosząc. Cezar wybuchną śmiechem
-Błąd. Potwory nie mają serca.-powiedział przeciwnik momentalnie poważniejąc. Wyciągną z kieszeni strzykawkę z zielonkawą cieczą i podszedł do chłopaka. Ten próbował sie podnieść, ale ból go obezwładnił. Nie mógł się zregenerować, więc najprawdopodobniej był to zatruty pocisk.
-A teraz. Zapłacisz za odcięcie mi ręki i dwukrotne wyrwanie serca. To bardzo boli, wiesz?-sykną wbijając strzykawkę w szyje chłopaka. Jad zaczął się rozprzestrzeniać. Rein skrzywił się czując jak trucizna go pożera. Trucizna która zabiła jego rodzinę i którą on sam zamierzał zabić Cezara. Ciało zaczęło odmawiać mu posłuszeństwa. Zrobiło mu sie zimno
  Nie mogę tego tak zostawić. Nie mogę teraz zginąć powtarzał w myślach czując jak oplata go znajoma macka siły. Wyciągną dłoń w stronę mężczyzny czując jak ciepły strumień energii rozchodzi się po ciele. Odetchną i uwolnił niebezpieczną siłę...
   Porażone ciało opadło na ziemię. Mężczyzna jeszcze oddychał, ale było oczywiste że niedługo zakończy swój żywot.
-A teraz zabiorę twoje życie i oddam je komuś kto na nie zasłużył-sapną Rein walcząc z chciwą śmiercią która wyciągała po niego dłonie. Cezar zaśmiał się
-Głupcze.Nabrałem cię. Kimże ja jestem? To ty jesteś kluczem! To ty musisz zginąć żeby on przeżył-szeptał ostatkami sił przeciwnik. Rein wpatrywał się w zasypiającego z niedowierzaniem. Musi zginąć....Drżącą dłonią dotkną swojej skroni i wykonał wyuczony ruch. Oczy zalała biel, a twarz pociemniała
-Tym razem to ja ci pomogę przyjacielu. A teraz idę się spotkać z Meg-mrukną zamykając zmęczone powieki
***
Co do tego co pisałam we wcześniejszym poście...To opowiadanie nie liczy sie do tych dwóch ostatnich rozdziałów. Oprócz tego będą jeszcze te 2 :b